czwartek, 17 grudnia 2015

Hurra !! zwolnili mnie z pracy !

 Nigdy nie zapomnę tego dnia na pewno, kolejna wizyta na koniec miesiąca w oddziale naszej firmy.
Jak zwykle ostatniego dnia była walka o plan, aby sprzedać jeszcze ile tylko się da, to nawet nie była walka o plan a walka o jak najmniej kiepski wynik.
Już od około dwóch lat, nasza branża była tak samo w depresji jak Ja.
Sprzedaż spadała po kilkanaście procent miesięcznie, doszło do zwolnień, likwidacji jednego oddziału, dalszych zwolnień, decyzji o zaprzestaniu produkcji w Polsce.
Sprzedaż spadała nadal a na tle tej beznadziei, moje wyniki się wyróżniały, oczywiście na minus.

Na koniec dnia prezes wezwał mnie do siebie i od razu powiedział, że jest mu przykro ale jest zmuszony wręczyć mi wypowiedzenie. Nie wiem na ile udawał swoje przygnębienie, a na ile zachowywał się jak doświadczony pokerzysta, ale wierzę, że jednak moje 14 lat w tej firmie i moja 16 letnia często niełatwa znajomość z prezesem choć trochę go ruszyła.

Pierwsza reakcja ? czułem się jak w śnie, wiedziałem, że jest źle ale myślałem "trzymamy się razem, razem zbudowaliśmy tą firmę i razem nie damy jej umrzeć".
W głowie resztki ambicji walczyły z resztkami honoru.


Kilku godzinny powrót do domu to koszmar, i rozmyślanie co powiem, żonie i dzieciom.
Postanowiłem żonie powiedzieć od razu, "żartujesz?" - to jej reakcja, musiałem udowodnić pismem.
Od razu na drugi dzień kazała mi brać się za szukanie pracy, bo z czego będziemy żyli.
Przypomniało mi się, że już kilka miesięcy temu, nie wiem czy jej czy może swojemu przyjacielowi mówiłem, że jak by mnie zwolnili, to muszę sobie zrobić chyba kilku miesięczną przerwę, że jestem skrajnie zmęczony tą pracą.
Widocznie nie dostrzegałem jeszcze tego co od dłuższego czasu czuł mój organizm.

Po kilku dniach się otrząsnąłem i zacząłem widzieć w tym więcej plusów jak minusów.
Przecież od długiego czasu ta praca mnie dołowała, od kilku lat zamiast awansów i większych zarobków miałem regres, Męczyły mnie już jazdy samochodem po Polsce, w tym też 700 kilometrowe jazdy w jeden dzień, na zebrania handlowe z których nigdy nic nie wynikało, że musiałem się specjalnie motywować do wejścia do klienta, że irytowały mnie telefony od klientów z zamówieniami, że po jednym telefonie z reklamacją od wściekłego klienta wzywałem karetkę pogotowia.

Za to zacząłem widzieć same plusy: odpocznę sobie, znajdę lepiej płatną pracę, będę robił coś ciekawego, może będę więcej w domu.

Z kolegami i koleżankami z pracy pożegnałem się z uśmiechem na ustach, nawet jedna z koleżanek była tym zdziwiona, odpowiedziałem jej "też się będziesz cieszyć jak będziesz odchodzić".

Wtedy jeszcze nie rozumiałem, że moja radość ma zupełnie inne przyczyny.

Wyjechaliśmy całą rodziną na urlop do rodziny w góry, czas nam tam fajnie i szybko minął.
Wróciliśmy po 2 tygodniach i któregoś dnia zadzwonił kolega z pracy, opowiadał, że sprzedaż nadal spada i wynik jest gorszy, niż poprzedni jak jeszcze byłem z nimi.
Nie wiem czy ta właśnie informacja podziałała na mnie tak , że postanowiłem sobie jeszcze bardziej poprawić humor i otworzyć whisky które dostałem od sąsiada.

Kiedy kończyłem czwartego dużego drinka, nawet nie przypuszczałem, że mój laptop zaraz wykona swój pierwszy lot w życiu.






czwartek, 10 grudnia 2015

Wyznaczaj sobie cele to nie umrzesz

Jak ja się cieszę, że zdecydowałem się rok temu wrócić na siłownię, po 17 latach przerwy.
Zawsze  to lubiłem, ale najpierw dzienne studia a potem ciągłe delegacje po Polsce uniemożliwiały mi uprawiania tego sportu tak jak bym tego chciał i w końcu zrezygnowałem.
Ponieważ interesowały mnie tylko sporty siłowe, to skoncentrowałem się na uprawianiu piłki nożnej na laptopie.

Około rok temu nocowałem w hotelu na pomorzu i okazało się, że jest w nim siłownia dostępna dla gości. Poszedłem raz, położyłem się na ławeczce, chwyciłem gryf i zacząłem wyciskać, przypomniałem sobie od razu najlepsze czasy, kiedy to byłem młody, przystojny, miałem lepszą sylwetkę i mnie to chwyciło ponownie. Pierwszych kilka treningów to była masakra, szybko zweryfikowałem swoją aktualną kondycję i siłę, to było dno.
Wymyśliłem sobie, że będę wybierał hotele z siłowniami, było to możliwe, ale szybko  okazało się, że to co oni nazywają siłownią to mój sąsiad sam sobie to lepiej zorganizował i wyposażył w piwnicy.

Kiedyś zobaczyłem reklamę takiej karty na którą mogłem wchodzić na różne siłownie w różnych miastach w Polsce. Takie rozwiązanie tanie nie było ale sobie ją zorganizowałem, wygoda i jakość bez porównania.

Zacząłem ćwiczyć regularnie co drugi dzień, czułem się lepiej, spałem jak zarżnięty i siła szła aż miło. Ponieważ nie byłem nowicjuszem, to wyznaczyłem sobie ambitne cele w pierwszym roku treningów, ale widziałem szanse, że je osiągnę. 

Po kilku miesiącach stałych postępów coś się zablokowało, normalnie jakby przestał wydzielać mi się testosteron, zacząłem gorzej spać, siła spadała, i masa ciała także. 
Nie wiedziałem czemu tak jest, nie było mowy o złym trenowaniu albo o zastoju po 6 miesiącach treningów. 

Nie wiedziałem jeszcze, że nadciąga totalny kataklizm :)

Nie przestałem ćwiczyć nawet w moje najgorsze dni w chorobie i wiedziałem, że się nie poddam tak łatwo, dlatego że miałem cel i nawet wtedy gdy przez chorobę nie miałem na nic siły i ochoty, szkoda mi było tej dotychczasowej pracy na treningach.

Żona się piekliła, że za dużo spędzam czasu na siłowni, ale wiedziałem, że to jest moja terapia, że musiałem wyjść z domu, że musiałem pójść między ludzi, a potem się męczyłem i dawało mi to przyjemność, nawet wtedy gdy z twarzy można było odczytać co innego.
Kiedyś nawet w nerwach powiedziałem żonie, że prędzej z niej zrezygnuję niż z siłowni.

Moja rada jest taka, jeśli już zachorujesz i nic nie będziesz chciał robić, nawet nie będziesz mógł wstać z łóżka to przypomnij sobie co lubiłeś robić kiedyś, rób dokładnie to co chcesz i tylko to a olej wszystko i wszystkich i nie słuchaj ich pieprzenia.



piątek, 4 grudnia 2015

Mumia powraca

Leki nasenne działają dosyć dobrze i w końcu przesypiam całe noce a nie tak jak wcześniej było, że przebudzałem się w ciągu nocy i nie mogłem spać przez ok. 2 godziny.
Ale nadal tak mam, że jak mnie rodzina wybudzi, zanim się wyśpię to znowu wyglądam i czuję się jak mumia.
Zgodnie z zaleceniem drugiego lekarza zmniejszyłem dawkę porannego leku, ale po ok. tygodniu zacząłem czuć się co raz gorzej już od rana, bolały mnie oczy, byłem rozdrażniony i znowu agresywny.

Dziś tak właśnie jest, wczoraj późno wziąłem leki na noc i oglądałem fajny film prawie do północy, rano przebudziłem się przed siódmą i od razu jak tylko otworzyłem oczy wiedziałem, że to będzie kolejny zły mój dzień.
Kiedy żona wychodziła do sklepu podniosła mi ciśnienie :) , ale mimo to wypiłem jeszcze szybką kawę i coś zjadłem, odpaliłem laptopa, dzieci już powstawały.

Wziąłem swój poranny lek, a jeden z synków jadł śniadanie bo musiałem za chwilę podać mu antybiotyk. Pozwoliłem włączyć im bajkę i poszedłem z laptopem posiedzieć nad wodą.
Przeglądałem wiadomości w necie, gdy słyszę starszego syna " tato ! za 5 minut on ma lekcje !" , przez chwilę zdębiałem, jak to ryknąłem w ich kierunku, szybko wyszedłem z łazienki i zerknąłem na plan lekcji, "myślałem, że już nie chodzisz na dodatkowy sport" krzyknąłem w stronę młodszego, "chodzę chodzę" odpowiedział, mieliśmy 5 minut do rozpoczęcia zajęć, nerwy od rana.

Wychodząc z domu, zerknąłem w lustro i pomyślałem, "znowu wyglądam jak alkoholik po nocy, a za zimno już na czapkę z daszkiem, która zakrywała mi wcześniej połowę twarzy, założyłem zwykłą zimową na uszy.

Kiedy wróciłem, przebrałem się i zrobiłem drugą kawę, zorientowałem się, że powinienem dać drugiemu synowi antybiotyk dawno temu, znowu nerwowo. Wziąłem ten antybiotyk i tak patrzę na oko, że jakoś mało zostało, pytam żonę przez sms,  ile dni jeszcze ma brać ten antybiotyk, odpowiedziała, że jeszcze  6 dni, znowu spojrzałem na tą buteleczkę z białym płynem i stwierdziłem, że jest go najwyżej na 2 dni, dolałem wody do kreski jak było napisane na opakowaniu.
I tu zaczął się mój godzinny horror, żona się wściekła bo okazało się, że ma jeszcze jedną buteleczkę antybiotyku a ja nie wiem już ile mu podać, bo go niepotrzebnie rozcieńczyłem. Dolewa się do kreski po otwarciu a potem tylko potrząsa, żeby wymieszać.
Przez długi czas próbowałem ustalić ile ma teraz go wypić, przelewałem przez miarki i pisałem równania na papierze a czas płynął nieubłaganie, w końcu wyliczyłem 5 i pół strzykawki "Nawet mowy nie ma" usłyszałem od syna, "to jest obrzydliwe nawet jak brałem zawsze jedną strzykawkę" dodał i musiałem rozpocząć negocjację, jakoś go przekonałem , nie pamiętam już jak.
Ogarnąłem w końcu ten antybiotyk, zajrzałem na platformę, pozycja otworzona z samego rana, przed chwilą zamknęła się na Stop Loss'ie ze stratą.
Żona wróciła ze sklepu cały czas wściekła ze wzrokiem który o mało mnie nie zabił, "co ja mam teraz zrobić z tym ? - zapytała, "pomyśl na spokojnie , ja już muszę jechać" odparłem i wyszedłem z domu.

Patrzę na zegarek jest 10.15 , "czy ten dzień może być jeszcze udany ?" - pomyślałem tak przez chwilę, zaraz muszę wymienić opony na zimówki i filtr paliwa, a opony są pod Warszawą, po drodze powinienem odebrać odpis z wizyty od psychiatry potrzebny mi na komisję w ZUS.
Wsiadam do auta i ruszam, ale nie mogę jechać bo przymarzł mi hamulec ręczny i blokował jedno koło. No tak jak się spieszę to zawsze coś się jest nie tak. Po 20 minutach walki ruszyłem.
Z wymianą opon poszło sprawnie, z wymianą filtra mniej, musiałem czekać 2 godziny, bo mechanikowi nie szło z naprawieniem ML-a, piękne auto.
W końcu po wymianie filtra jeszcze musiałem skoczyć do centrum po odpis z ostatniej wizyty, żebym mógł znowu pokazać go na kolejnej komisji w  ZUS.

Do domu wróciłem już zmęczony i rozdrażniony, chciałem już tylko spędzić wieczór spokojnie i wcześnie iść spać.

W depresji a przynajmniej u mnie trzy kluczowe sprawy to wysypianie, spokój w domu i brak powodów do zdenerwowania. Ideałem dla mnie jest cisza w której słyszę delikatny szum wentylatorka w moim laptopie, ale to rzadko się zdarza.

Po 9 dniach zorientowałem się, że zmniejszenie dawki zwiększało mi dolegliwości depresyjne, biorę jak brałem normalnie, ciekawe co lekarka powie na tą sytuację.

Póki co moje ziemniaki przegrały bitwę z odważnikami, uświadomiło mi to, że jedną wygraną bitwą nie wygrywa się wojny.




środa, 2 grudnia 2015

Pierwsza komisja w ZUS

Pewnego dnia Listonosz przyniósł list polecony z ZUS, pomyślałem sobie, że zapewne jest to oficjalne pismo dotyczące wielkości zasiłku chorobowego, którego utratą grozili mi tydzień wcześniej bo rzekomo nie dostarczyłem im specjalnego oświadczenia. Wówczas od razu dzwoniłem do nich na infolinię, żeby sprawdzić o co im chodziło, skoro takie oświadczenie wypełniałem u nich w oddziale. Miły głos poinformował mnie, że  oświadczenie już jest zarejestrowane w systemie i żeby się nie przejmować pismem. Wiedziałem o co chodzi, w mojej pracy też zdarzało się naszych klientów straszyć sądem o zapłatę, kiedy te pieniądze leżały u nas na koncie :)

Otwieram kopertę wyluzowany i nagle czar pryska. Co za chory kraj - pomyślałem. 
Jeszcze mi ZUS żadnych pieniędzy nie wypłacił a już mnie wezwał na komisję, gdzie lekarz orzecznik ma ocenić czy zwolnienie lekarskie jest dla mnie konieczne.
Patrzę na to wezwanie i widzę, że muszę być na 8.30, litości przecież o tej godzinie nie jestem w stanie wziąć prysznica ani się ogolić i to będąc po dwóch kawach.
Miałem już wziąć za telefon żeby to przełożyć ale zaraz zaraz, po co mam tam jechać jak będę się czuł lepiej ?, przecież w depresji im późniejsza godzina tym lepsze samopoczucie i wygląd, dałem sobie spokój.

Rano wstałem o godzinie 7, nie ogoliłem się i nawet nie piłem kawy, tylko zjadłem kanapki.
Pojechałem jak kazali, z zapasem czasu na niespodziewane okoliczności, przecież w piśmie ostrzegali, że jak nie przyjadę to stracę zasiłek. 

Przed pokojem w którym miałem mieć komisję, były jeszcze dwie osoby.  Czekałem i się wkurzałem, że nie wchodzę jeszcze, nie pamiętam od kiedy zrobiłem się bardzo niecierpliwy.
Siedziałem tak zmulony i wyglądałem jak alkoholik pomyślałem wtedy, co by było gdyby to nie była komisja w ZUS tylko rozmowa o pracę. Ja bym siebie do pracy nie przyjął.

Starsza lekarka wezwała mnie do gabinetu i zadawała pytania, a to o objawy, a to o leki, a to chciała zobaczyć dokumentację od psychiatry. Pokazałem jej leki które biorę, dokumentacji nie miałem, nie wiedziałem, że można od lekarzy je dostać.
Była mało przyjemna i na pytania nie pozwalała w pełni odpowiadać, bo już zadawała następne, komentator sportowy powiedziałby o tym "narzuciła własny styl gry"

Na koniec rzuciła do mnie "u mnie ma pan zaliczone", kawa mi już nie była potrzebna, ciśnienie mi skoczyło od razu, miałem już jej odpowiedzieć, że zaliczałem jak byłem na studiach, ale po co mi te nerwy, zresztą ona tu rządzi.

Do domu wróciłem w lepszym nastroju niż jechałem do ZUS.

sobota, 28 listopada 2015

Co ma ziemniak do depresji ?

Przez kilka tygodni brania leków poprawy nie zauważyłem, nawet można powiedzieć, że było coraz gorzej. Pamiętam opinie niektórych ludzi, że leki antydepresyjne mogą zwiększyć depresję, jak to usłyszałem  od razu wydało mi się to śmieszne.

Według mnie jest tak, czułem się kiepsko bo choroba postępowała,  nie wiedziałem co mi jest i zacząłem szukać w necie przyczyn a choroba postępowała nadal i czułem się gorzej, doszedłem do takiego stanu, że szukałem psychiatry, a choroba postępowała nadal i czułem się coraz gorzej, odbyłem pierwszą wizytę u lekarza, a choroba postępowała nadal i czułem się jeszcze gorzej, kupiłem pierwsze leki, a choroba postępowała nadal, zacząłem brać lekarstwa a choroba postępowała nadal i czułem się źle, mijały tygodnie a choroba postępowała nadal i czułem się beznadziejnie.
To nie branie leków powodowało pogarszanie się stanu depresyjnego, jeżeli choroba trwa kilka lat, to czy przyjęcie jednej czy nawet dziesięciu kapsułek coś zmieni diametralnie ? tym bardziej, że zaczyna się od małych dawek i zwiększa je co miesiąc.

Rozumiecie na jakiej zasadzie to działa ? jeśli nie, to pójdźcie na targ i kupcie ziemniaki od rolnika z samochodu.
Pan położy na wadze szalkowej wasze ziemniaki z jednej strony a z drugiej są odważniki, odpowiadające waszym potrzebom, dopóki ciężar odważników jest większy dotąd nic się nie dzieje i pan dokłada kolejne ziemniaki, w końcu wskazówka wagi drgnęła, ale opadła, pan dokłada kolejne dwa ziemniaki, wskazówka doszła do środka skali i ponownie lekko się cofnęła, pan wrzucił do siateczki jeszcze jednego ziemniaka i odważniki uniosły się do góry i tak zostały.
Ziemniaki wygrały bitwę z odważnikami.

Leki to wasze ziemniaki a masa odważników to stan depresji w jakim jesteście.

piątek, 27 listopada 2015

Dziś postu nie będzie

Dziś piątek i post.
A ja piszę te posty któryś dzień z rzędu i  sam je czytam i zaczynam się coraz bardziej dołować, że można było tego wszystkiego uniknąć, że byłem ślepy,  nie chciałem spojrzeć zawczasu prawdzie w oczy, że nie pomogli ci co powinni, że spadłem na dno, że dzieci są same w pokoju obok...

czwartek, 26 listopada 2015

Dzień z życia Mumii

Jak wyglądały moje najgorsze dni ?, krótko mówiąc beznadziejnie.

Gdyby mój jeden dzień złożyć z tych wszystkich najgorszych wyglądałby mniej więcej tak jak poniżej.

Znowu kiepsko spałem, zasnąłem około 23 i przebudziłem się ok 1.30, ponownie zasnąłem ok 3.00.
Kiedy rano się obudziłem, czułem że nie mam siły wstać z łóżka ani się ogolić, od razu bolały mnie oczy i byłem rozdrażniony, na wstępie od razu, żona dostawała porcję "krytyki", że za głośno gotuje obiad od 6 rano, że zajęła toaletę, że chodzi w moich kapciach, albo nie ma wody na kawę.
Ogólnie najważniejsze jest się wysypiać, inaczej nie da się ze mną wytrzymać.
Jeżeli śpię mniej niż 9 godzin to mam dzień zmarnowany od rana do wieczora.

Kiedy żona wychodziła do pracy, a rano odprowadzała dzieci do szkoły, to byłem sam i czułem się nieco spokojniej, jak ja musiałem odprowadzić któregoś, to było bardzo nerwowo.

Lek musiałem wziąć o 8.30, wcześniej coś zjeść, snułem się po mieszkaniu jak mumia, poszedłem do kuchni, żeby zrobić śniadanie, wyleciała mi z ręki plastikowa deseczka do krojenia, chciałem zrobić kawę a nie było cukru, to wziąłem torebkę z cukrem i zamiast dosypać do cukierniczki to zacząłem sypać do filiżanki z kawą. Zrobiłem śniadanie synkowi i idę z nim do pokoju, a tam zdziwiony synek zajada kanapki już zrobione wcześniej przez żonę, a których nie zauważyłem jak przechodziłem kilka razy koło stołu.
Poszedłem się golić, patrzę w lustro i nie rozumiem, co stało się z moją twarzą, wyglądałem i czułem się jakbym w nocy wypił sam pół litra wódki. Już chciałem wejść pod prysznic, ale nie wziąłem ręcznika to poszedłem do pokoju, bo tam suszyłem na drzwiach, kiedy doszedłem do pokoju , nie wiedziałem już po co tu przyszedłem.

Do 9 godziny wypijałem dwie kawy, żeby jakoś funkcjonować, wiedziałem już, że na pamięć nie mam co liczyć, dlatego miałem ustawione przypomnienie o leku.
Kiedy go wyjąłem z pudełka, a czasami dwie kapsułki z różnymi dawkami, zanim połknąłem to odkładałem pudełka z powrotem na miejsce, bo bałem się, że znowu je wezmę drugi raz.
Zacząłem sobie zapisywać wszystko w kalendarzu dostępnym w laptopie i na komórce, oraz korzystałem z alarmów w telefonie i timera w kuchence, i wiecie co ? co chwila mnie coś zaskakiwało, a to obiad już się podgrzał, a to muszę iść po dziecko do szkoły, albo wyłączyć toster. Ostatnio synek mi zakomunikował, że zaraz zacznie robić laurkę dla mnie bo jutro mam imieniny, zapewne widok mojego zdziwienia na twarzy był bezcenny.
W dniu kiedy kończyłem ten post, w trakcie rozmowy z żoną dotarło do mnie to, że mam skończone dopiero 38 a nie 39 lat, musiałem poprawić post nr.1 , tak jest właśnie w depresji.

Żona już mi nic rano nie tłumaczyła, co komu na obiad, bo i tak tego nie rozumiałem, byłem z nią online przez sms ale i tak nigdy nie było jak powinno, albo nie zrozumiałem sms, albo zapomniałem co tam pisała.
Ziemniaków nie soliłem przez dwa miesiące bo zapominałem, nie dawałem dzieciom surówek ani wody nie mieli pod ręką, myliłem potrawy i nigdy nie wiedziałem co z czym trzeba zjeść.

Kiedyś o godzinie 15 zaskoczyły mnie dwa garnki z zupą które stały na kuchence a które miałem schować zaraz po śniadaniu, czemu ich wcześniej nie widziałem będąc w kuchni ileś tam razy , w tym 2 razy gotując kawę na tej kuchence, nie wiem.
Normalne jaja z tym są, kto nie przeżyje ten nie zrozumie, teraz w trakcie pisania, podgrzewałem obiad dla mnie i dzieci, zupa ogórkowa i gołąbki w sosie, do tego ugotowałem ziemniaki. Jeden syn który właśnie wrócił ze szkoły chciał najpierw gołąbki a potem zupę. To ponakładałem każdemu po dwa gołąbki z garnka z sosem i zjedliśmy z ziemniakami. Potem syn mówi, poproszę zupę, poszedłem do kuchni po ogórkową i patrzę a tu na kuchni stoi cały garnek z pomidorową. Od razu się zdziwiłem i pomyślałem, że pewnie znowu dałem im nie tą zupę co trzeba, po minucie się zorientowałem, że to nie zupa tylko sos po gołąbkach, i to dopiero gdy wyłowiłem kawałek liścia kapusty.

Podobny problem mam jeszcze z podejmowaniem decyzji, niektóre problemy jeszcze mnie przerastają i nie chodzi nawet np. jakiej pracy szukać po leczeniu, nawet o tym jeszcze nie myślę, chodzi o coś innego, o to jak zdecydować czy kotleta zjeść z ziemniakami czy z ryżem :), albo które kredki dla dzieci wybrać w sklepie.

Dwie godziny po wzięciu leku zaczynałem czuć, że działa. Objawiało się to zwiększoną suchością w gardle, czasem zawrotami lub lekkim bólem głowy, a nawet skrajnie  jakimś odrętwieniem, jakby czas się zatrzymał. Ale bywały i przyjemne uczucia,  czasem czułem się jak po alkoholu, ale miałem 0.00 promila i nie miałem potem kaca :). Stany te mijały po jakiś kolejnych 2 godzinach. 
I tak od 13 -14 zaczynałem czuć się w miarę normalnie.

Wizyty w szkole po dziecko lub z dzieckiem, były męczarnią, a kiedy zadzwonił dzwonek, i rozlała się po szkole wrzeszcząca masa, myślałem, że eksploduję.
To samo kiedy czekałem i czekałem pod szatnią a klasa nie schodziła, wnerwiałem się coraz bardziej i bardziej, a nawet kiedyś przez chwilę pomyślałem, żeby się wyładować na jednym z ojców którzy czekali też pod szatnią, i co by mi zrobili ? przecież jestem psychiczny.

Po powrocie do domu trzeba podgrzać dzieciom obiad, szybka ściąga w telefonie a potem timer.
Po obiedzie, ja przy kompie a dzieci się bawią, hałas i bójki co chwilę mnie nakręcały, musiałem co chwilę ich uspokajać, krzycząc z agresją "zamknąć się" albo jak przychodzili do pokoju w którym byłem, już grzeczniej mówiłem" idźcie stąd" lub mniej grzecznie, "wynoście się", albo pozwalałem im na wszystko tylko, żeby mi dali spokój i było ciszej.

Jak tylko dostawałem sms z instrukcjami od żony, reagowałem gwałtownie, w końcu zmieniłem dźwięk sms na delikatny, bo wcześniej miałem lecącą i głośno świszcząca strzałę która z hukiem kończy lot na tarczy, i kojarzyłem to tak jak bym dostał taką strzałą prosto w łeb.

Denerwowałem się także, jak się pytała jak się czuję, wiedziałem, że bardziej jej chodzi, o to czy nie jestem aktualnie zagrożeniem dla dzieci, niż tym co ze mną, ale to akurat rozumiałem.

"Odrób z nimi lekcje" - taka instrukcja prze sms  denerwowała mnie podwójnie, po pierwsze dlatego, że nie interesowały mnie dzieci, ani ich problemy, ani ich lekcje, a po drugie nie rozumiałem poleceń w książkach z pierwszej  i drugiej klasy. Zawsze było coś spieprzone, i tak potem z żoną poprawiali do wieczora.

Żona ma wybuchowy charakter i ciągle się kłoci z dziećmi o lekcje, o jedzenie, sprzątanie albo o spanie.
Ja już wiedziałem, że nie mogę się angażować w awantury, bo mogę nie zapanować nad sobą i się wycofywałem.
Zdarzało się czasem, że w trakcie takiej ich awantury po prostu zakładałem słuchawki z muzyką bo dochodziłem do takiego stanu, że wchodziłem w odrętwienie, drgały mi mięśnie w ramionach i zaczynałem coraz wolniej mówić. Wtedy brałem leki uspokajające.

Wszystkie telefony działają nadal na mnie jak płachta na byka, czego znowu ktoś chce ode mnie , obojętnie kto dzwoni, czy żona,dzieci, rodzice, czy koledzy z sąsiadem.
Dobrze, że już nie dzwonią do mnie klienci i koledzy z pracy.

Bywa często i tak, że czuję się beznadziejnie wiedząc, że wszystko co najlepsze w życiu już mnie spotkało, wtedy patrzę przez okno w stronę Wisły i mostu i nie umiem pływać.

Po godzinie 17 zwykle czułem się normalnie, może nawet mógłbym iść do pracy na ochroniarza albo gdzieś:), ale wolałem iść na siłownię, tam mam swój drugi świat, tam robię co kocham i czas tylko dla siebie. Tam nie widać mojej depresji, może jedynie widać ją w oczach.

W łóżku najczęściej już byłem ok godz. 20, zwykle przed dziećmi. Zawsze powtarzałem żonie, że "leżenie w łóżku to mój żywioł" miało to na celu również zbywania innych którzy czasem coś ode mnie chcieli a ja im mogłem uczciwie powiedzieć, "nie dzisiaj".

Jeśli chodzi o sprawy krokowe, to już przed wizytą u lekarza zaobserwowałem zmniejszone chęci i trudności wstania z łóżka nie tylko u mnie :). Po lekach nawet to się wzmocniło dochodząc do poziomu w którym mogłem się zająć ciekawszymi sprawami niż seks.
Mógłbym to podsumować jednym świńskim kawałem o staruszku i jednym powiedzeniem, ale to najwyżej na maila.

Dobranoc.

środa, 25 listopada 2015

Brać czy nie brać ? o to jest pytanie

Z receptą w ręce udałem się do apteki po pierwsze leki.

Pani wzięła receptę, chwilę przeczytała i zadała pytanie "czy brał pan już te leki ?", odpowiedziałem, że nie. Spojrzała drugi raz na receptę, spojrzała w komputer i wyszła na zaplecze. Wróciła, spojrzała trzeci raz na receptę, spojrzała na leki i zapytała mnie o moje nazwisko, które zapisała na odwrocie recepty. Spojrzała czwarty raz na receptę, spojrzała na leki i zeskanowała kod z recepty. Kiedy szukałem w portfelu odpowiedniej kwoty pieniędzy, pani wyjęła torebeczkę, spojrzała w receptę po raz piąty, spojrzała na leki i włożyła je do torebki. Wydała resztę, kiedy ją wkładałem do portfela, pani spojrzała na receptę po raz szósty, zajrzała do torebeczki  i dopiero mi ją podała. 
Uff myślałem, że się rozmyśli i nie wyda.

W drodze do samochodu, chwilę pomyślałem o tym co się wydarzyło i zacząłem się bać.

W domu miałem chwilkę to postanowiłem, że poczytam tę ulotkę od leków.
Czytając kolejne przeciwwskazania, zastrzeżenia i ostrzeżenia o skutkach ubocznych, zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, czy na pewno jest mi to potrzebne.

Rankiem następnego dnia, jak tylko wstałem, od razu czułem niepokój, powinienem przy śniadaniu wziąć lek. 
Poszedłem po kapsułkę i trzymając ją w ręce, czułem się pewnie tak jak czułbym się stojąc 50 metrów nad ziemią, przed skokiem na bungee. Strach i wstyd jak się wycofam.
Wahając się szukałem bodźca, takiego popchnięcia w dół przez inną osobę, przypomnienia sobie odrobiny szaleństwa i znalazłem. Prowadząc kiedyś auto przy 210 km/h jedną ręką zrobiłem telefonem fotkę licznika. 

Połknąłem, ale na bungee się nie wybieram.




wtorek, 24 listopada 2015

Oficjalnie psychiczny

W końcu czekała mnie pierwsza wizyta u psychiatry, nigdy nie lubiłem lekarzy, a od jakiegoś czasu nie lubiłem nowości i niewiadomych, więc lekko się stresowałem jak będzie na wizycie, jak się zakończy, ale jakoś nie widziałem alternatywy po ostatnich wydarzeniach.

Najpierw zacząłem się zastanawiać gdzie się udać, do jakiego lekarza, do jakiej placówki.
Byłem już kiedyś u psychologa, to wiedziałem, że psychiatra i psycholog państwowo przyjmują bez skierowania.
Jest to o tyle dobre, że nie trzeba się produkować u lekarza pierwszego kontaktu i narażać na oddalanie wizyty u specjalisty oraz na branie ziółek kiedy potrzebujesz dobrze dobranych leków.
Szybki telefon do przychodni nie daleko mnie w której leczył się mój przyjaciel i jego żona, chciałem się zapisać do lekarki z powołania jak ją określili.
Pierwszy wolny termin za jakieś 3 miesiące, wcale się nie zdziwiłem, w chorym kraju, chorzy ludzie mają chorą służbę zdrowia.

Spróbuję inaczej... portal z opiniami o lekarzach, za duży wybór ale jakoś wybrałem.
Dzwonię i słyszę" zapraszam jutro na 20.30, koszt pierwszej wizyty 150 zł." i co, można ?:)

W ciągu dnia w którym miałem wizytę,  przygotowałem sobie listę ze zdarzeniami które odpowiadały niektórym objawom i zrobiłem ściągę na wypadek gdyby zawiodła mnie pamięć lub puściły nerwy.

Pojechałem trochę wcześniej, żeby się nie spóźnić.
Wizyta zaczęła się punktualnie, lekarza znałem z widzenia, tzn z jego profilu na stronie placówki, pierwsza wymiana informacji, pierwsze lody przełamane.
Na pytanie z jakim problemem przychodzę, wygłosiłem ok. 30 minutowy monolog ze łzami w oczach.
Kilka pytań,kilka odpowiedzi, sprawdzał też moją wiarygodność (zapewne przerobił wielu symulantów w swojej praktyce). Lata mojego doświadczenia z klientami czasem pomagają , łatwo umiem rozszyfrować innych, nawet ich zmanipulować, w jego pułapki nie wpadłem, zresztą nie musiałem udawać, mówiłem tylko prawdę.

Na koniec przepisał pierwsze leki antydepresyjne, tzw. psychotropy.
Wypisał zwolnienie lekarskie i zaprosił za miesiąc.

W drodze do domu miałem mieszane uczucia, czy cieszyć się, że mam zwolnienie, czy martwić, że oficjalnie potwierdził moją diagnozę, i czy każda wizyta u psychiatry tak wygląda ?

poniedziałek, 23 listopada 2015

Jedyna śmieszna rzecz w mojej depresji

Brzmi dziwnie ? no cóż jedyna śmieszna rzecz to sposób w jaki  dowiedziałem się o mojej depresji.

Jeden z kolegów podpowiedział mi, żebym zasymulował depresję, żebym opowiedział odpowiedniemu lekarzowi jak mi to jest źle po tym jak mnie zwolnili i z 2 miesiące powinienem mieć  na znalezienie pracy. Dodał jeszcze "poczytaj w necie jakie są objawy, żebyś wiedział co masz mówić lekarzowi".
Nie pochwalam takich cyrków, ale nie bardzo miałem wyjście, wiadomo rodzina była dotychczas głównie na moim utrzymaniu, żona od niedawna pracuje po 8 latach opieki nad dziećmi, bez umowy, mało zarabia , a z kasą jakoś coraz gorzej.

Wszedłem na jakąś stronę dotyczącą depresji i czytam: przygnębienie, smutek, obniżony nastrój (spoko wiadomo jak kogoś zwolnili to nie dziwne, że fajnie mu nie jest.)
Czytam dalej: poczucie bezsilności, skłonność do irytowania się, złość, utrata motywacji, (coś takiego czasem miałem), poczytam na innej stronie a tam widzę: bezsenność albo nadmierna senność (dziwnie spałem podczas ostatniego urlopu, ale to przecież nowe miejsce), spadek sprawności myślenia i koncentracji, wiadomo jak to w przemęczeniu :), trudności ze skupieniem uwagi albo podejmowaniem decyzji, (no tak ale ja tak miałem od jakiegoś czasu, więc żadna rewelacja.)
Izolowanie się od otoczenia, porzucenie zwykłych kontaktów, żona co prawda miała pretensje od kilku lat, że nie wychodzimy z domu razem, że kontakty ze znajomymi  się urwały, że mam tylko 2 kolegów.., ale ja ciągle byłem w rozjazdach, a jak w piątek wróciłem do domu to chciałem sobie wreszcie  posiedzieć w nim w spokoju przez weekend.

O proszę na kolejnym portalu jest test na depresję, kilka minut i po bólu ... liczę wynik , Jesteś w ciężkiej depresji ! szok, niedowierzanie jeszcze , czytam na innym portalu o innych objawach, skutkach, lekach i ile potrwa leczenia,  o tym, że to choroba śmiertelna, że będzie nawracała co jakiś czas.
Łzy nawilżały już moje spojówki.

Miałem  praktycznie wszystkie objawy depresji jakie wyczytałem na kilku portalach o tej chorobie, a niektóre z nich od wielu, wielu lat.
Najpierw pierwsze symptomy  i z biegiem czasu dochodziły nowe , aż doszło do tego, że psychiatry szukałem na już.

Prawda, że śmieszne ?

niedziela, 22 listopada 2015

I belive I can fly

Tak mógłby zaśpiewać mój laptop w swoim 3 metrowym locie, zanim jego matryca stała się nieczytelna.
Doszedłem do punktu z którego odwrotu już nie było, kiedyś mój przyjaciel powiedział mi, że każdy ma taką czerwoną linię której nigdy nie przekroczy, a u mnie ta linia jest rozmazana...
Nie chodzi tylko o koszt naprawy laptopa, chodzi o to że zdałem sobie sprawę, że jestem już zagrożeniem dla rodziny. Uderzając żonę pięścią w ramię i grożąc jej, że wyrzucę ją na balkon lub przez balkon z 7 piętra, nie pamiętam już tego dokładnie. Widok strachu  jej i naszych dzieci to najgorsze moje chwile w życiu.
I to wszystko z powodu uwagi żony, że zostawiłem pusty czajnik, może na trzeźwo bym tak nie zareagował, ale byłem po kilku drinkach. 

Po dwóch dniach ciszy pomiędzy mną a żoną spowodowanego moim wstydem, a jej strachem, wyjechałem pod Warszawę z dziećmi do rodziców, żona została, miałaby za daleko dojeżdżać do pracy.
Rodzice mieli pomóc mi przy dzieciach, a ja miałem odpocząć i skupić się na szukaniu pracy.
Był koniec sierpnia tego roku , wypowiedzenie które dostałem dobiegało końca, nowej pracy nie miałem.
Z jakiejś niewiadomej przyczyny długo nie mogłem skończyć pisania CV, a jak już je dopieściłem to nie mogłem udostępnić rynkowi mojej oferty świadczenia pracy na jednym z portali.
Może to była ta sama niewidzialna siła która  powstrzymała mnie przed tym aby zgłosić się z CV do jednego z prezesów który szukał handlowca, a do którego kontakt otrzymałem od mojego klienta.
W dniu w którym żegnałem się telefonicznie z niektórymi klientami, jeden z nich strasznie się przejął tym że mnie zwolnili po 14 latach, bardzo mnie cenił i nasze kontakty i od razu zadzwonił do swojego przyjaciela i mnie polecił. Klient ten po krótkiej rozmowie szybko oddzwonił do mnie, miałem tylko się pokazać z CV, usłyszał że skoro on mnie poleca to na pewno się dogadamy.

Wstyd mi do dzisiaj, że chociażby z szacunku do tego klienta nie odezwałem się ani do niego ani do tego prezesa.

sobota, 21 listopada 2015

Słów kilka o mnie

Mam 39 38 lat , jestem bezrobotny, mieszkam z żoną i dwoma  synkami w Warszawie w bloku z lat 80, mam 10 letnie auto,  zapadnięte  łóżko i od roku zepsutą zamrażarkę w lodówce.
Wieczorami kiedy żona będzie oglądała jakiś film w telewizorze którego bym sam nie udźwignął, znajdę chwilę i coś tu skrobnę.

Od razu wspomnę jak było jeszcze nie tak dawno, nie po to aby się chwalić, tylko przestrzec, że jak się nie zwraca uwagi na pierwsze objawy, lub wcale ich się nie zna, albo jest się ofiarą błędnych procedur medycznych,  można zjechać po równi pochyłej na sam dół.

Po studiach technicznych na SGGW , gdzie uzyskałem dwa dyplomy i po studiach podyplomowych na SGH rozpocząłem pracę w firmie produkcyjno - handlowej jako przedstawiciel handlowy, po jakimś czasie awansowałem na szefa sprzedaży i zarządzałem sprzedażą czyli handlowcami i akwizytorami na terenie 8 województw, zajmowałem się planowaniem sprzedaży, jeździłem na spotkania z zarządem w różne miejsca Polski.
Wszystko się układało, dobrze zarabiałem, poznałem w pracy przyszłą żonę, jeszcze przed ślubem wyszykowałem nasze wspólne gniazdko.

Oszczędności odkładałem na lokaty do czasu kiedy nie zainteresowałem się Giełdą Papierów Wartościowych i handlem akcjami. Na giełdzie szło mi coraz lepiej i oszczędności były powiększane. Bardzo mnie to cieszyło i dodawało energii do dalszej edukacji na temat spekulacji na giełdzie, dziesiątki przeczytanych książek, szkolenia. Jak byłem mały widziałem film o maklerach, którzy za pomocą pierwszych prostych komputerów handlowali na giełdzie,  nie wiedząc nic wcześniej o tym, miałem wrażenie, że robiłem już to kiedyś, nie wiem czemu ale tak jakbym był maklerem w poprzednim życiu.

Urodził się pierwszy syn a po 2 latach drugi, i już rodzinka była w komplecie.

W pracy zmieniały się zarządy a ja ciągle się sprawdzałem w tym co robię, śmiganie fajnymi służbowymi autami, delegacje często na kilka dni, w Polsce i nie tylko.
Młody,, wykształcony, zaradny i ambitny super żona i cudowne dzieciaki, jednym słowem sielanka.
Tak pewnie widzieli mnie i moją rodzinę wszyscy którzy jednak nie patrzyli przez moją perspektywę...