czwartek, 24 listopada 2016

Rzadko, rzadko, coraz częściej

Jakoś rzadko tu zaglądam, ale walczę jak się da z przeciwnościami.
Kolejna próba zmniejszenia dawki Wenlafaksyny znowu po około 8 dniach powodowała obniżenie nastroju i problemy z oczami.
Lekarz powiedział, że nie ma co się męczyć tylko jechać ile się da na idealnej dawce, przepisał leki na 4 miesiące, dodał również, że dopóki mi się sprawy nie wyprostują to nie ma sensu zmniejszać dawki.
W grudniu chyba skończy mi się zasiłek, ja na to nie patrzę już od dawna, realizuję swój plan.
Musiałem poprawić coś w swoim systemie handlu na giełdzie walutowej. Poza tym zawodzi psychika, zbyt dużo ryzykuję bo musze wychodzić z problemów finansowych, póki co doszło około 1100 zł spłacania pożyczek co miesiąc. Nikt o tym nie wie.
Listopad może być miesiącem przełomowym jest szansa, że zarobię więcej niż żona na etacie.
Plan miesięczny wynosi jakieś 2000 zł + zwiększanie depozytu ( powiększanie pozycji startowej na następny miesiąc).

Może będę częściej tu zaglądał, bo jest kilka spraw o których chcę napisać.

niedziela, 4 września 2016

Goodbye Epos

Niestety ten dzień nadszedł, musiałem spieniężyć zegarek, Epos 3390.
Na szczęście nie musiałem się go pozbywać za przysłowiowe grosze.
Wysoki kurs franka szwajcarskiego dla jednych zmora dla innych radość.
Aktualna cena to 5000 zł , a ja go kupiłem za 2800 zł sześć lat temu a teraz sprzedałem za 2500, strata 300 zł po 6 latach dała się przeżyć.

Ze zdrowiem powoli coraz lepiej jednak na wyższej dawce Venly funkcjonuje mi się lepiej, może powoli dojdę do stanu z kwietnia, kiedy rozpierała mnie energia jak odchodziłem z oddziału.

Gram dalej va banque, nie szukam pracy , ale czas biegnie a problemy z kasą narastają, nie do wiary jak w ciągu dwóch lat życie może zmienić się tak bardzo, praktycznie upadek całkowity, mama dziś poratowała trzema stówami :)

Mam nadzieję, że wyniki na forexie poprawią się zanim umrę z głodu. :)

Ps. czyta to ktoś ? dajcie znać !


czwartek, 28 lipca 2016

Im gorzej tym weselej

Witam

Problemy narastają a mi humor coraz lepszy dopisuje, może to efekt zwiększonej dawki venlafaxyny.
Zauważyłem, że od wyjścia z oddziału jakby coraz gorzej mi było, oczywiście problemy narastają ale w końcu przypomniałem sobie, że pod koniec pobytu w oddziale miałem zmniejszoną dawkę.
Jak leki się skończyły to udałem się do lekarza, a ten słysząc o tym, że mi się pogarsza powiedział krótko "po co się męczyć, trzeba brać taką dawkę przy której się czuję idealnie przez jak najdłuższy czas, o zmniejszaniu dawki porozmawiamy za pół roku jak będzie się pan czuł cały czas idealnie, poza tym jak się inne problemy pana nie skończą to i zdrowie nie będzie się poprawiać."
Tak to już jest, że z dawkowaniem trzeba elastycznie, a nie jak poszedłem do państwowej lekarki i od razu na pierwszej wizycie po 3 miesiącach leczenia kazała zmniejszyć dawki leków, a na drugiej wizycie zastanawiała się na głos dlaczego mi zaleciła zmniejszenie i stwierdziła, żeby znowu brać jak wcześniej. I jak można komuś takiemu ufać ?

W kwestii forexu są dobre wyniki przeplatane słabymi, ogólnie do przodu, ale jeszcze nie na tyle, żeby żyć na luzie. Na razie przymierzam się do rozstania z Eposem :(

wtorek, 21 czerwca 2016

Problemów nie brakuje ale humor dopisuje

Witam

Dziękuję za zainteresowanie moim dalszym losem, od wyjścia z oddziału sprawy się bardzo pozmieniały, miałem pisać częściej ale niestety byłem skupiony na innych problemach, w skrócie opowiem co było dalej.

Zanim zakończyłem terapię na oddziale dziennym złożyłem wniosek o przedłużenie zasiłku rehabilitacyjnego, który w moim przypadku stanowił połowę przychodów koniecznych do normalnego  funkcjonowania rodziny, na drugą połowę składała się pensja żony ( około 25% ) i inne źródła takie jak pożyczki.

Na komisji lekarskiej lekarz orzecznik wysłuchał tego co mówię z wielką empatią i zrozumieniem a na koniec wydał decyzję : "zdolny do pracy". Złożyłem sprzeciw bo czułem się oszukany.
Po odczekaniu znowu jakiś 2 tygodni kolejna komisja lekarska ( tym razem 3 lekarzy ) jeden badał i pytał a dwoje słuchało i coś robili na komputerach, pewnie nawet nie związanego ze mną.
Wynik komisji wysyłają pocztą. Czekałem kolejne 2 tygodnie, jak przyszedł to znowu to samo, "zdolny do pracy" a jeśli się nie zgadzam z tym to mogę odwołać się do sądu.
Gdybym miał z czego żyć to pewnie bym tak zrobił, ale niestety pieniądze są potrzebne już a nie za kilka miesięcy, co mogłoby tyle trwać i okazałoby się po czasie, że zostałbym moralnym zwycięzcą.
Koleżanka z terapii walczyła już z ZUS o rentę ponad dwa lata a w tym czasie utrzymywał ją przyjaciel.

Musiałem poczynić kolejne kroki a więc, zgłosiłem się do Urzędu Pracy i zarejestrowałem się jako bezrobotny, dostanę zasiłek jakieś 800 zł brutto przez 3 miesiące a potem przez kolejne 3 to chyba jakieś 600 brutto.

Aktualnie dochody żony kwalifikują nas do ubiegania się o 500+ na pierwsze dziecko i dodatkowo o zasiłek rodzinny to jakieś około 200 zł miesięcznie. Jest opcja jeszcze o jakieś zapomogi socjalne ale jak usłyszałem, że muszą zrobić wywiad środowiskowy u naszych rodziców, żeby sprawdzić czy mogą nam pomagać bo zdaje się, że mogliby  płacić alimenty na nas czyli  na dzieci 40 letnie ( jakieś dziwne prawo).  Chyba dam sobie spokój, bo ojcu po zawale mogłoby ciśnienie za bardzo skoczyć.

To tyle co inni mogą zrobić dla nas, druga strona medalu to co ja mogę zrobić. Oczywiście są dwa wyjścia , pójść do pracy do kogoś i pozostaje kwestia czy zarobię na utrzymanie rodziny i spłatę około 20 000 zł długów i czy ta praca będzie mi odpowiadała i nie powodowała pogarszania psychiki.

Drugie wyjście to temat giełdy. Przypomniałem sobie, jak mnie praca handlowca drażniła i jak się wkurzałem, że nie mogę zająć się tym co kocham i czego uczę się od ponad 10 lat.
Ponieważ, choroba spowodowała to, że nie myślałem racjonalnie i potraciłem przez ostatnie 3 lata sporo kasy to pozostał mi drugi temat forex ( handel walutami ), tu można grać małymi kwotami i dobrze zarabiać. Zajmuję się już tym od około 2 lat, nieporównywalnie trudniejsze od handlu akcjami. Od stycznia mam coraz lepsze efekty, wydaje się że leczenie farmakologiczne i terapia otworzyły mi umysł i coraz lepiej wszystko ogarniam, do tego dochodzi Boża opatrzność bo odkryłem coś ważnego a w przypadki nie wierzę. Pozostało już mam nadzieję niewiele, aby osiągać dobre wyniki, dodatkowo muszę mieć mocną psychikę i dobre samopoczucie, a z tym bywa jeszcze różnie. Niestety sytuacja materialna nie pomaga i muszę też żonglować środkami co utrudnia i życie i handel na forexie.
Ponieważ myślę, że jak zajmę się pracą u kogoś to dla swojego zainteresowania będzie za mało czasu więc póki co postawiłem wszystko na jedną kartę,  albo w końcu równia wznosząca i wychodzenie z problemów i życie na poziomie jakiego nie mieliśmy od kilku lat, albo niestety będę jeździł na rozmowy kwalifikacyjne za ostatnie pożyczone pieniądze.



czwartek, 19 maja 2016

Po terapii na oddziale dziennym - gimnastyka

Z gimnastyką jest jak ze stołówką, nie ćwiczysz nie robisz postępów, dlaczego ? dlatego, że ci którzy już zrobili postęp i zaczęli bywać na stołówce a nie bywali na gimnastyce, także za daleko w terapii się nie posunęli do przodu.
Gimnastyka była jak wspólna zabawa przy muzyce, nie chodziło o dokładne ćwiczenie tylko o poruszanie się cokolwiek, integrację, pokazanie jakiegoś ćwiczenia innym, i relaks przed zajęciami.
Oczywiście, jak komuś zdrowie pozwalało to i mógł poszaleć :)

Na początku kilka ćwiczeń pokazywał dyżurny prowadzący gimnastykę a potem każdy coś dokładał od siebie, tak aby każdy z pacjentów i personelu pokazał co najmniej jedno ćwiczenie.

Przy moim oddziale dziennym była szkoła i boiska ogólnodostępne, jak się zrobiło ciepło to wychodziliśmy na gimnastykę na dwór, ja trochę się poruszałem ze wszystkimi a potem można było porzucać do kosza. Ja z rana grałem w kosza a "inni" czyli zdrowi pracowali w tym czasie, fajnie co
?:)


piątek, 6 maja 2016

Po terapii na oddziale dziennym - stołówka

Witam po dłuższej przerwie, okazało się, że przebywanie "na wolności" i zajmowanie się głównie prozą życia jest bardzo zajmujące.

Pobyt na oddziale dziennym zakończony, specjalnie często używam wyrazu "dzienny", żeby nikomu się nie myliło. Dzienny proszę nie mylić z całodobowym potocznie zamkniętym.

Pobyt na oddziale dziennym zaczynał się od godz. 9 i trwał do 13.30, pięć dni w tygodniu.

Po pierwsze według mnie terapia zaczyna się na stołówce, dlatego że tu zaczynamy się integrować, chyba wszyscy na początku mieli problemy z przebywaniem w dużej grupie, niektórzy z mojej grupy jeszcze po 10 tygodniach terapii nie mogli posiedzieć na stołówce i napić się kawy i pogadać, jakiś lęk przed innymi, bariery które ciężko przełamać, za to cały czas narzekali, że terapia nie działa :). Chyba każdy zanim przyszedł na oddział wolał sam spędzać cały dzień w domu bez ludzi. Takie to choroby. Chcesz, żeby terapia pomagała ? , przebywaj w stołówce, wypij kawę lub herbatę i chociaż posłuchaj ludzi, z czasem ten "hałas" polubisz. Jeśli masz takie opory przed skupiskiem ludzi, że nie możesz wejść na stołówkę, zrób inaczej, następnego dnia przyjdź pierwszy, usiądź sobie, zrób coś do picia i czekaj na innych, zaczną się schodzić i zobacz ile wytrzymasz, jak cię zmęczy wyjdź, i tak zajęcia niebawem się zaczną , a następnego dnia znowu przyjdź jako pierwszy i usiądź na stołówce.

Przy okazji obalę dwa mity : po pierwsze kawy, herbaty i cukru nie przynoszą w nocy krasnoludki, za free. Po drugie szklanki i kubki nie są myte przez nich kiedy śpimy sobie w domach.



czwartek, 7 kwietnia 2016

Oddział dzienny szpitala psychiatrycznego - końcówka terapii

Moje 12 tygodni na oddziale dziennym szpitala psychiatrycznego powoli się zbliża do końca, wg moich wyliczeń powinienem skończyć gdzieś za tydzień.
Nie pisałem nic praktycznie o pobycie na oddziale bo uważałem, że najlepiej zrobić to na końcu jako podsumowanie i praktyczny poradnik.

Zostawię sobie kilka dni na zebranie myśli i jak znajdę chwilę napiszę o tym.

Dziś krótko powiem, polubiłem to miejsce, personel i część pacjentów, na pewno mi to pomogło i polecam każdemu kto ma jakieś dylematy, oczywiście to miejsce w którym byłem :)

czwartek, 10 marca 2016

Po co mi blog ? ( publikuje z dużym opóźnieniem )

Jeszcze tydzień temu nie myślałem o blogu, nawet nigdy wcześniej  żadnego nie czytałem .
Biorę leki już któryś miesiąc, chyba w końcu zaczęły działać bo od jakiś 4 dni czuję, że następuje przełom.
Czytałem gdzieś, że nie ma co się zbyt szybko cieszyć z poprawy, a jak się za szybko odstawia leki to się dostaje strzał w plecy, więc powoli ale do przodu.

W końcu miałem czas przemyśleć swoje życie, zlokalizować miejsca i czas kiedy to moja choroba dawała znaki ostrzegawcze a ja ich nie zrozumiałem, albo zlekceważyłem. Jedyne czego nie robię i nie chcę zrobić to dociekanie co było przyczyną, że zachorowałem właśnie na to.

W końcu dostałem się do psychiatry państwowo, 3 miesiące czekania a jak z bicza strzelił :)
Czekałem cierpliwie to chociaż na początek nagroda pocieszenia, młoda, atrakcyjna,  tryskająca optymizmem lekarka. Na początek dała test na stan depresji do wypełnienia i zaleciła inaczej dawkować poranne leki. Po trzech miesiącach brania antydepresantów wyszła mi nadal ciężka depresja.

Pani doktor ucieszyła się też, że jestem z tej dzielnicy, bo chce od stycznia ruszyć z terapią grupową, nie znam szczegółów, ale jak krótko opowiedziała, to czeka mnie tam publiczna spowiedź.
Mogę tu uporządkować swoje wspomnienia i zacząć przełamywać bariery, przypomnieć sobie, że kiedyś potrafiłem być otwarty,wesoły i umiałem coś powiedzieć lub napisać zabawnego. To pierwszy powód.

Drugi jest taki, że chcę z siebie zrzucić ciężar i na nowo się narodzić, taki drugi kościelny chrzest, kiedy to zmywane są nasze grzechy i zaczynamy nasze życie z Bogiem.
Pewnie ciężko to zrozumieć ale jak się ma świadomość, że ostatnie 8 lat to pasmo nieustannych niepowodzeń, chorych relacji z najbliższymi, zerwanych praktycznie wszystkich kontaktów z dalszą i bliższą rodziną, moimi chrzestnymi i chrześniakami, kolegami ze szkół i pracy, zerowe kontakty ze znajomymi żony, zużyte bądź zepsute i nie wymienione sprzęty domowe, brak pracy i strach co będzie dalej.
Żebym mógł powiedzieć "to nie moja wina - to wina depresji"

Trzeci powód to przekazanie mojej wiedzy innym którym się przyda, jak już mnie to dziadostwo dopadło to niech chociaż nie będzie to całkowicie stracony czas.

Po czwarte, wiem że jest bardzo trudno zrobić pierwszy krok, przyznać się przed innymi, rodziną, znajomymi, a na początek przed sobą i przed pierwszym lekarzem, im więcej będzie się o tym mówić, będzie mniej tragedii w rodzinach.

Po piąte mam  nadzieję, że więcej będzie akcji promujących walkę z depresją, niż nekrologów znanych osób, którzy to nie wiadomo z jakich przyczyn, odbierali sobie życie, a przecież mieli wszystko i  byli tacy szczęśliwi...

sobota, 27 lutego 2016

Czwarta komisja w ZUS - zasiłek rehabilitacyjny

Tym razem na komisję poszedłem w miarę w dobrym humorze, miałem przy sobie zaświadczenie o pobycie na oddziale.

Na początku zdziwiłem się, że mam iść do innej części budynku, okazało się, że ta komisja była związana z moim wnioskiem o zasiłek rehabilitacyjny, zdziwiłem się tym bardziej bo minęły może 2 tyg od jego złożenia.

Pod drzwiami czekałem dość długo, pani orzecznik co raz wychodziła ze swojego  pokoju i załatwiała jakieś sprawy w innych.

W końcu wszedłem, od razu wyczułem nieprzyjemne nastawienie, jak tylko zapytała mnie o samopoczucie wszedłem na temat mojego pobytu na oddziale dziennym.

Pani doktor spojrzała na zaświadczenie i zapytała : "jak to od wczoraj ? "
Na szybko ulepiłem historię, jak to dostałem skierowanie po naborze na oddział i musiałem czekać aż ktoś zrezygnuje i na szczęście dzień przed końcem ważności skierowania to się udało :)

Jako nowość, musiałem rozebrać się do pasa i dać się osłuchać pani doktor, nie wiem co to miało na celu, ale jak się okazało moja koleżanka z grupy też miała komisję u tej lekarki i też ją osłuchiwała, trochę dziwne zważywszy, że mamy kłopot z głowami a nie z płucami.
Może to był po prostu pulmonolog i chciał coś zbadać na czym się zna :), w sumie bym się nie zdziwił, już mi jeden lekarz na komisji przyznał się, że jest innej specjalizacji i nie zna się na psychiatrii.

Dostałem zasiłek na 3 miesiące na tyle ile trwa terapia na oddziale dziennym.

czwartek, 18 lutego 2016

Oddział dzienny szpitala psychiatrycznego

Dobiegło do końca kolejne zwolnienie, poszedłem do lekarki u której ostatnio się leczę.
Pani doktor tym razem postawiła się i nalegała abym zgłosił się na oddział dzienny, oczywiście zaprotestowałem argumentując, że najlepiej  czuję się sam i w domu i nie chcę iść do obcych ludzi, pani doktor skwitowała, tym bardziej musi pan tam iść.
Wypisała skierowanie, zwolnienie , recepty i wniosek o świadczenie rehabilitacyjne.
Poszedłem do domu z mieszanymi uczuciami.
Mijały dni a coraz mniej myślałem o tym skierowaniu, aż raptem nabrałem chęci :) , dostałem od ZUS wezwanie na komisję lekarską, zdaje się, że na czwartą.
Teraz zastanawiałem się nie czy iść, tylko co będzie na komisji jak poczytają w odpisie , że lekarka mnie skierowała na oddział a ja to olałem.

Postanowiłem pojechać, oddział był niedaleko mnie, musiałem trochę poszukać budynku, ale się udało.
Wchodzę i oczom moim ukazał się dziwny widok, tak jak by w mieszkaniu była impreza, albo w akademiku, rozejrzałem się pobieżnie, różni ludzie w różnym wieku, niektórzy troszkę dziwnie wyglądali , zapytałem ze 3 osoby gdzie jest jakaś recepcja ale nikt nie wiedział.

Jakaś pani skierowała mnie do pielęgniarek, tam pokazałem skierowanie, ostatni dzień ważne a komisja w ZUS już jutro, ale miłe panie postanowiły mi pomóc i przyjęły mnie na oddział. Dostałem zaświadczenie o pobycie, uff w ZUS powinno być lekko,  z uśmiechem na twarzy wychodziłem z oddziału.

środa, 17 lutego 2016

Epos - mój amulet



Epos 3390 - najpiękniejszy garniturowiec jakiego widziałem, chorowałem na niego dość długo.



Większości tego nie rozumie, przecież pokazuje taką samą godzinę tak jak zwykły zegarek za 20 zł, i tu się mylą bo quartz pokazuje godzinę o niebo dokładniej, do tego chodzi i chodzi a mój chodzi najwyżej dobę jak go nie noszę.
Za to jak wygląda i jaki wydaje dźwięk, po prostu poezja.
Przestałem go nosić jak zakończyłem pracę, nawet nie wiem czemu o nim zapomniałem, jak go nie nosiłem to nie chciało mi się go znowu ustawiać i wprawiać w ruch.
Chodzę w nim po mieszkaniu i siedzę przy komputerze, śmiesznie to musi wyglądać, krótkie spodenki i wyciągnięty T-shirt a na nadgarstku zegarek za kilka tysięcy.
Ma to na celu przypomnienie sobie najlepszych dni i też przestroga, że jak coś nie wymyślę to kto inny będzie się nim cieszył.

niedziela, 31 stycznia 2016

Trzecia komisja w ZUS

Czuję się już prześladowany przez ZUS, nie dość że choroba mnie prześladuje to jeszcze ZUS.
Listonosz przyniósł trzecie wezwanie, ten kraj zdechnie chyba przede mną.

Czy oni muszą działaś jak debile ? przecież taki orzecznik na drugiej komisji powinien zrobić adnotację kiedy powinna być następna kontrola, jak im mówię, że choruję od kilku lat to mi zaraz przejdzie po stosowaniu leków przez 3 miesiące ? Znowu nerwy znowu się będę produkował i nawet nie wiem czy nie trafię na lekarkę która ma akurat okres, odwali mi zwolnienie i co jej zrobię ? ona tam rządzi.

Pojechałem jak zwykle przed czasem, wszedłem do pokoju i zdziwienie lekarz orzecznik młodszy niż ja.

Młody ale agresywnie nastawiony od samego początku, najpierw zapytał czy już czuję się lepiej.
Odpowiedziałem, że po zmniejszeniu dawki leku to nawet zdecydowanie gorzej, do tego stopnia, że sam nie czekając na wizytę lekarza wróciłem do poprzedniej dawki.
Potem kazał znowu opowiedzieć historię choroby i przyczepił się czemu leczę się w domu a nie chodzę do psychologa.
Na słowo psycholog podnosi mi się ciśnienie, to właśnie pani psycholog nie poznała się na moich objawach i nie skierowała mnie do psychiatry, mam żal bo przez nią sięgnąłem dna.

Opowiedziałem o tym orzecznikowi a jak jeszcze usłyszał o jaką dawkę zmniejszyła mi leki ostatnia lekarka to już nie miał wątpliwości, że potrzebuję dalszego leczenia.
Podsumował, że tego leku nie wolno zmniejszać tak dużo.

Chyba mnie stresują te komisje, bo zauważyłem, że jak z nimi rozmawiam, mówię coraz wolniej i staję się otępiały, mam problemy nawet ze znalezieniem właściwego słowa.
Na szczęście po wyjściu z budynku ZUS czuję się znacznie lepiej.






Dzień świra


Zawsze marzyłem o pracy w domu, mam pomysł na zarabianie, tylko nie miałem czasu, bo pracowałem.
Teraz nie chodzę do pracy czyli teoretycznie mam dużo czasu, ale to tylko teoria.
Żeby zarabiać siedząc w domu muszą być spełnione warunki.
Po pierwsze muszę czuć się w miarę dobrze. Po drugie być sam w domu. Po trzecie mieć spokój.
A u mnie jest oczywiście tak jak nie powinno być.
Dzieci do szkoły chodzą na zmiany, czasami robiłem 8 kursów z dziećmi. Jak nie przygotowywanie im jedzenia to odrabianie lekcji, i jeszcze jestem najgorszym tatą bo się z nimi nie bawię.
Domofon często dzwoni, a to poczta, a to ulotki chcą zostawić, a to teściowa zajrzała, to znowu pewnie złodzieje sprawdzają czy jest ktoś w domu.
Z telefonem oczywiście to samo, jak nie bezpłatne badania, to pokazy gotowania i tak w kółko.
Jak nie kurier z przesyłką dla żony to staruszka po prośbie, jak nie gospodarz z podwyżką czynszu, to kominiarz z kalendarzem i tak zwariować można.
Siedzę przy komputerze i czuję się jak główny bohater z dnia świra, skupić się nie można na niczym, bo za oknem gospodyni domu zamiata chodnik, miotłą elektryczną. Łeb mnie już boli bo słychać to na 7 piętrze jak by to było u mnie w kuchni. Niech jeszcze podkręci obroty i na niej odleci, będzie spokój.
Patrzę na to z góry i sensu nie widzę, przewala te liście z jednego miejsca w drugie, szybciej by było zwykłą miotłą, pewnie to ciężkie a i tak musi tym machać.
Dla mnie sens tego taki, jak bym rurę od odkurzacza wsadził w wylot i tak odkurzał dywan.
Pewnie jakaś firma sprzedająca te cuda, dogadała się z prezesem spółdzielni i  uszczęśliwiła gospodarzy domów za sporą kasę.
Chcesz zarobić trochę kasy ? sprzedawaj im nauszniki ochronne :)

niedziela, 10 stycznia 2016

Druga komisja w ZUS

Minął tydzień jak byłem na pierwszej komisji, a listonosz znów przyniósł mi pismo z ZUS.
Myślałem, że to podziękowania, że wtedy przyjechałem i przeprosiny, że mnie wzywali niepotrzebnie, ewentualnie jakaś oficjalna decyzja, a tu dupa.
Kolejne wezwanie na komisję.
Jeszcze mi ZUS nie wypłacił żadnych pieniędzy, a już muszę na drugą komisję jechać, nie wiem już kto jest bardziej chory Ja czy nasz system opieki zdrowotnej.

Nie wytrzymałem i zadzwoniłem pod nr.  z wezwania. Zacząłem tłumaczyć, że byłem w zeszłym tygodniu i zapytałem po co mam znowu być?
Pani mi odpowiedziała, że zgodnie z ustawą mają prawo skontrolować każde zwolnienie, nawet pięć z rzędu, przerwałem jej  i mówię, przecież ja leczę się u psychiatry a nie u ortopedy i nie jest to fajne tak każdemu opowiadać o swoich problemach,  "zawsze może pan napisać pismo do dyrektora naszego oddziału, jak  się panu nie podoba" - odpowiedziała.
Po co mi te nerwy, zresztą on tu rządzi.

Byłem przed czasem i od razu wyszedł lekarz z uśmiechem i mnie zaprosił do gabinetu.
Sympatyczny, starszy i kulturalny pan,  wyglądał jak profesor z wyższej uczelni na zastępstwie w podstawówce, w ogóle tam nie pasował.
Wizyta trwała z 5 minut, lekarz na wstępie przyznał mi się, że w ogóle się na tym nie zna, bo jest innej specjalizacji, spisał lek który doszedł od poprzedniej komisji i na koniec prosił abym brał leki i słuchał się swojego psychiatry.

Z gabinetu wyszedłem przed godziną na którą byłem wezwany.